Globalne ocieplenie w chłodny zimowy wieczór

Czytam właśnie książkę Naomi Klein o zmianach klimatycznych. Kanadyjska dziennikarka podejmuje ciekawą próbę połączenia dwóch zjawisk: globalnego ocieplenia i współczesnej wersji kapitalizmu. Stwierdza, że tak naprawdę problem zmian klimatycznych nie jest problemem naukowym, lecz politycznym. Wśród klimatologów istnieje bowiem daleko idący konsensus, że coś takiego jak globalne ocieplenie występuje i że wpływa na nie działalność człowieka. Specjaliści nie mają także większego problemu ze wskazaniem, co trzeba zrobić, aby zapobiec katastrofie, do której wzrost temperatury może doprowadzić. Jedyny kłopot polega na tym, że nie ma wystarczająco silnej woli politycznej, żeby odpowiednie zmiany przeprowadzić.

Dlaczego tej woli brak? Zdaniem Klein przyczyna jest prozaiczna. Już za późno, aby walczyć z ocieplaniem się klimatu poprzez wprowadzenie kilku korekt. Zmiana musiałaby być fundamentalna – trzeba by bowiem stworzyć ogólnoświatową wersję Planu Marshalla. To oznaczałoby zaś ograniczenie władzy korporacji oraz większe zaangażowanie się rządów poszczególnych państw w kształtowanie gospodarki. Takie rozwiązanie jest, rzecz jasna, wybitnie nie na rękę wielu wpływowym ludziom, którym kapitalizm w obecnym wydaniu przynosi krociowe zyski. Dlatego pompują oni niemałe pieniądze we wszelakiego rodzaju instytucje, których celem jest podawanie w wątpliwość naukowego konsensusu. I trzeba przyznać, że ich praca przynosi efekty. Jeszcze w 2007 roku 71% społeczeństwa amerykańskiego wierzyło, że działalność człowieka wpływa na klimat, w 2011 roku już tylko 44%.

Czytając to wszystko, przypomniałem sobie o kuriozalnym komentarzu Dominika Zdorta – moim zdaniem jednego z najbardziej, by użyć delikatnego słowa, nierozgarniętych polskich dziennikarzy. Nie będę linkował jego tekstu, żeby nie nabijać mu wejść. W skrócie: Zdort naśmiewa się z poglądu „radykalnych lewaków” utrzymujących, że globalne ocieplenie jest skutkiem działalności człowieka (przypomnę: 97% specjalistów z tej dziedziny popiera tę „radykalnie lewacką” tezę). Na zasadzie ironii stwierdza, że zamierza uwierzyć w to lewicowe przekonanie tylko po to, aby zacząć… wprowadzać do atmosfery jeszcze więcej dwutlenku węgla. Skąd ten pomysł? Jak twierdzi, ostania, wyjątkowo chłodna zima (tj. zima 2013) udowodniła, że naszym problemem jest nie tyle wzrost temperatury, lecz jej zbyt niski poziom. Jeśli więc człowiek rzeczywiście może wpływać na klimat, to powinien starać się go jeszcze bardziej ocieplić. Ręce opadają.

Zdorta z amerykańskimi denialistami łączy przekonanie, że zieleń jest nowym odcieniem czerwieni (za tezami o ocieplaniu się klimatu kryje się jakiś lewacki spisek). Różnica polega na tym, że jego koledzy zza oceanu mają dosyć namacalne korzyści z negowania naukowego konsensusu – Klein opisuje, jak potężne grupy interesu stoją w USA za próbami blokowania poważnych zmian w naszym podejściu do środowiska naturalnego. Zdortem zdaje się zaś kierować zwykłe, swojskie, szczere pragnienie, aby zwalczać lewackie ideologie na każdym kroku.

PS Zdort we wspomnianym tekście wykazuje się także nieumiejętnością czytania mapek z temperaturami. Więcej o tym tutaj.

Dodaj komentarz