Internetowi macho i przysłówki

Gdyby istniało Międzynarodowe Stowarzyszenie Miłośników Przysłówków, to z pewnością przyznałoby specjalną nagrodę internautom za rozpropagowanie tej części mowy. W internecie film nie może być po prostu „wtórny” – musi być „nieprawdopodobnie wtórny”. W internecie nasi polemiści nie wygłaszają „głupich” opinii, lecz „totalnie głupie”. W internecie sportowcy, filmowcy czy politycy, którzy nie spełniają naszych oczekiwań, nie tylko „zawodzą” – oni „fatalnie zawodzą”.

Aż chciałby się zacytować Michała Rydlewskiego i zakrzyknąć: „Opamiętacie się!”.

Zauważyłem, że tendencję do nadużywania przysłówków mają internetowi recenzenci, którzy negatywnie odnoszą są do jakiegoś filmu, serialu, gry wideo czy albumu muzycznego. Oni sami lubią się określać mianem „krytycznych”. Czytelnicy tego bloga zapewne wiedzą, że sceptycznie podchodzę do pojęcia „myślenia krytycznego” (zobacz tutaj i tutaj). Jeśli jednak miałbym już przyjąć, że istnieje taka cnota jak „myślenie krytyczne”, to na pewno nie utożsamiałbym jej z nadużywaniem przysłówków. Ani mocnych przymiotników – jeśli już jesteśmy przy częściach mowy. Ani z umieszczaniem w tekście każdego zarzutu, który przyjdzie nam do głowy. Ani z posługiwaniem się efekciarskimi metaforami.

Dlatego uważam, że kariera przysłówków jest związana nie tyle z krytycznym myśleniem, co raczej z „kulturą macho”. Kultura ta objawia się na rożne sposoby. Są macho tradycyjni – którzy chcą mieć figurę Schwarzeneggera, za największą obrazę uznają nazwanie kogoś gejem, a ich ulubionym słowem jest „kurwa”. Są też macho nowocześni, czyli macho-internauci. Nikt im nie podskoczy w sieci. Nie uznają językowych półśrodków. Te są dla mięczaków. Prawdziwy facet jedzie ostro po bandzie i mówi jak jest. Wszystko, co mu się nie podoba, jest „beznadziejnie słabe”, „od początku do końca złe”, „absolutnie straszne”. Ewentualnie – gdy przechodzi na tryb przymiotnikowy – „idiotyczne”, „bzdurne” bądź „debilne”. Każdy, kto brał udział w internetowej dyskusji (np. na facebooku), wie, jak łatwo wpaść w pułapkę pokazywania, kto jest większym chojrakiem. Internetowi macho robią to nałogowo i niestety nie ograniczają się tylko do facebooka.

Nie zrozumcie mnie źle. Nie jestem przeciwnikiem zdecydowanych opinii. Sam od nich nie stronię. Spytajcie mnie o zdanie na temat globalnego ocieplenia, poglądów Leszka Balcerowicza czy filmowego „Hobbita”. Zapewniam, że usłyszycie „mocny” pogląd ( i tak, czasem będą podrasowane zbędnymi przysłówkami – nikt nie jest idealny). Rzecz jak zwykle w tym, w jaki sposób nasze opinie uzasadniamy. I jak je wyrażamy. Naprawdę, nie trzeba mówić, że coś jest „fatalnym zawodem” albo że czyjaś opinia jest „debilna”, żeby pokazać, iż mamy mocne stanowisko w danej sprawie. Mnożenie przysłówków czy obraźliwych przymiotników pokazuje nie tyle nasze zdecydowanie, co chęć udawania twardziela. Świadczy także o lenistwie umysłowym. W dodatku przyczynia się do inflacji języka. A to rzecz bardzo, bardzo niedobra.

4 komentarze

  1. Nareszcie przysłówki!

    Nie wiem, czy „kultura macho” jest dostatecznym wyjaśnieniem zjawiska,
    biorąc pod uwagę wszechobecny trend na wzmacnianie wypowiedzi
    (również tych pozytywnych) przysłówkami właśnie („to jest totalnie odjazdowe”,
    „absolutnie się z tobą zgadzam”, „poprawność polityczna jest ewidentnie
    nudnym tematem”, etc.); mało to swoją drogą poprawne, i rzeczywiście,
    nie wzbogaca wartości semantycznej wypowiedzi; te przysłówki to
    raczej takie językowe natręctwa, nierzadko indywidualne (ileż znamy
    osób, dla których wszystko jest „ewidentnie”)

    Ponadto, choć nie ma w języku polskim prozodii, każda wypowiedź
    ma swój rytm, i sądzę, że nawet internetowi napinacze odczuwają
    czasami artystyczną potrzebę uzupełnienia wypowiedzi dodatkowym
    elementem.

    Reasumując, wydaje mi się, że w większości przypadków mamy jednak
    do czynienia z próbą (często nieuświadomioną) emocjonalnego wzbogacenia
    wypowiedzi, a samo zjawisko jest niebywale powszechne, i idę o zakład,
    że podobne dziwolągi istnieją na każdym etapie historii, tyle że w dobie
    rynsztoka internetowego zjawisko to jest dużo bardziej odczuwalne.
    Wreszcie, czy aby na pewno „prawdziwy facet” ? To znaczy, czy problem
    dotyczy tylko męskiej części trolli ?

  2. PS Wypowiedziałem się nieprecyzyjnie:

    „nie ma prozodii” – takiej, w której iloczas samogłosek może mieć wpływ
    na znaczenie, jak w łacinie; teraz wydaje mi się, że jednak nie ma to
    związku z tym rytmicznym uzupełnianiem wypowiedzi „zapchajdziurami”;
    chodzi mi generalnie o to, że często „planując” wypowiedź, posiadamy
    najpierw jakąś wizję rytmu, rozłożenia akcentów, coś jakby metrum,
    co nie zawsze wiąże się z gotowym zestawem leksykalnym; dlatego
    luki w naszym rytmicznym planie wypowiedzi wypełniamy wyrazami,
    pełniącymi rolę zarazem rytmiczną, ekspresywną i ozdobną…

    Tak to widzę.

    • „Wreszcie, czy aby na pewno „prawdziwy facet” ? To znaczy, czy problem
      dotyczy tylko męskiej części trolli ?”

      Kurczę, chciałbym przeczytać jakieś badania socjologiczne na temat płciowości trolli internetowych i hejterów, mogłyby tam być ciekawe rzeczy. Z moich obserwacji wynika, że to są najczęściej mężczyźni, ale to tylko moje obserwacje – nie to samo co porządne badania.

      „Nie wiem, czy „kultura macho” jest dostatecznym wyjaśnieniem zjawiska”

      Na pewno nie tłumaczy go w pełni. Zresztą skupiłem się tylko na przysłówkach wzmacniających wypowiedzi negatywne, ale oczywiście działa to też w drugą stronę – często wzmacniają one wypowiedzieć pozytywne (jak np. w twoim przykładzie: „To jest totalnie odjazdowe”) i tam rzeczywiście muszą działać inne czynniki niż kultura macho.

Dodaj komentarz