Ostatnio często czytam wypowiedzi przeciwników tzw. poprawności politycznej. W ramach podsumowania i zakończenia tego wątku na moim blogu przygotowałem top 10 rzeczy, które ich zdaniem są przejawami poprawności politycznej (kolejność przypadkowa). Szczególne podziękowania dla racjonalista.pl, prawdziwej kopalni przykładów.
- Zmienianie architektury miast tak, aby były one przyjaźniejsze dla pieszych i rowerzystów.
- Promowanie wegetarianizmu.
- Bieganie.
- Używanie zwrotu „mija się Pan/Pani z prawdą” zamiast „kłamiesz”.
- Obsadzanie czarnoskórego aktora w „Gwiezdnych wojnach”.
- Dawanie głównej roli kobiecie w „Gwiezdnych wojnach”
- Niepisany zakaz obrażania papieża (sic!)
- Walka z globalnym ociepleniem.
- Przypominanie o kolonialnych zbrodniach Europejczyków.
- Uznawanie teorii ewolucji za poprawną.
A jako bonus macie komentarz jednego z użytkowników filmweba zafrasowanego wszędobylską poprawnością polityczną: Już niedługo biali heteroseksualni mężczyźni będą zamykani w obozach.
Bez komentarza.
Wszystko to występuje zamiennie także jako marksizm kulturowy 😉
Ciekawe, czym wobec tego jest obsadzenie w głównej roli białego mężczyzny… NIEpoprawnością polityczną?
W każdym razie – przeciwnicy politycznej poprawności (prawie) podpowiadają, że biały mężczyzna w głównej roli to manifest polityczny 😉
Nie wiedziałem, że jadłospis i ulubiony wysiłek fizyczny to też jest manifest polityczny.
@poprzeczny
No właśnie, już kilka razy pisałem, że mnie to zastanawia. Nie-białość, nie-męskość, nie-heteroseksualność są od razu odczytywane w kategoriach politycznych („czarny w głównej roli? no tak, politpoprawność…”). Z kolei białość, męskość i heteroseksualność są traktowane przez przeciwników politycznej poprawności jako zjawiska „przezroczyste”, które z polityką nie mają nic wspólnego.
Przyszło mi do głowy możliwe wyjaśnienie, bardzo smutne – ci „niepoprawni” chyba uważają, że jak ktoś nie jest białym, „normalnym” mężczyzną, to nie może po prostu świetnie wykonywać twórczej, wymagającej roboty, a już na pewno nie może robić tego genialnie.
Wobec tego nieprzeciętny sukces takiej osoby jawi się im jako wynik spisku, skutek agresywnego lobbowania, omamienia publiki słynną polityczną poprawnością.
@poprzeczny
Niektórzy pewnie tak rozumują, ale sądzę, że w większości przypadków działa trochę bardziej skomplikowany mechanizm. Mamy tendencję do traktowania tego, co znane, jako naturalne, a każdej celowej zmiany w ustalonym porządku rzeczy jako „nienaturalnej” ingerencji z zewnątrz. Ponieważ kino przez lata było – i de facto nadal jest, mimo histerii „niepoprawnych” – zdominowane przez białych mężczyzn, to wielu traktuje to jako stan naturalny. Każdą zmianę w tym schemacie uważa zaś za interwencję z zewnątrz, a ponieważ istnieje niezwykle popularne sformułowanie „polityczna poprawność”, to mają gotowy opis dla tej zmiany.
Zdaje mi się obie, że wypowiedzi się nie wykluczają i raczej dopełniają tak, że jedno wynika z drugiego.
Bez komentarza – to najlepszy komentarz.
Ani to zabawne, ani pouczające. Czy powybierane z magla bzdury
pisane na kolanie przez sfrustrowanych troglodytów mają służyć
jakiejś tezie? Czy cokolwiek w ogóle łączy te wypowiedzi?
Powiem szczerze, dzięki tym kilku wpisom na „Tekstach…” całkowicie
zobojętniałem na kwestię PP – obie strony debaty wydają mi się tak
samo durne i zacietrzewione; nie kryję wszelako zdziwienia, że od
czasu, kiedy sprawa ta poruszana jest TUTAJ, poziom bloga drastycznie
spadł w moich oczach. Oby inni czytelnicy patrzyli innymi oczami.
„Czy powybierane z magla bzdury
pisane na kolanie przez sfrustrowanych troglodytów mają służyć
jakiejś tezie?”
Pokazują, że z frazą „poprawność polityczna” stało się trochę to samo co ze słowem „postmodernizm”. Każdy używa go do określenia tych zjawisk, które mu się nie podobają. I one nie są pisane na kolanie. Na przykład pierwsze trzy punkty powtarzają się w wypowiedzi polskiego Ministra Spraw Zagranicznych, tekście naczelnego racjonalista.pl i u Łukasza Warzechy – jednego z najdurniejszych, ale też, niestety najpopularniejszych polskich dziennikarzy. To nie są takie sobie chlapnięcie bez zastanowienia, tylko dobrze obmyślana taktyka w wojnie kulturowej o to, jak mają wyglądać nasze społeczeństwa.
Ostatecznie, to nie moja sprawa, jaką formę wpisów wybierasz,
jednak jako zagorzały czytelnik tego bloga oczekiwałbym czegoś
bardziej rozbudowanego, analitycznego.
Jeżeli końcowym wnioskiem jest pauperyzacja terminu oraz wskazanie
kilku przejawów wojny językowej bez próby uporządkowania zjawisk,
to nie czuję się usatysfakcjonowany.
Na szczęście, to już – jak rozumiem – koniec tej serii, toteż przepraszam
za nadgorliwość i czekam na przysłówki.