Jak przekonać rasistów? Czyli natura ludzka i tysiąc małych rzeczy

Kontynuuję tradycję lekko mylących tytułów. Wpis ten dotyczy nie tylko rasizmu, ale także wszystkich innych form dyskryminacji czy nienawiści wymierzonych w różnego rodzaju grupy społeczne. Chcę spojrzeć na ten problem z perspektywy, wybaczcie to słowo, filozoficznej.

Pytanie, czy istnieje coś, co mogłoby stanowić podstawę do przyjęcia życzliwej, solidarnościowej podstawy wobec ludzi bez względu na ich pochodzeniem, rasę, seksualność czy wyznanie – jest chyba jednym z tych niewielu problemów filozoficznych, które są w stanie zainteresować większą część osób (przez „problem filozoficzny” rozumiem tutaj „problem, nad którym filozofowie od dawna się głowią, i któremu poświęcili mnóstwo tekstów”). Richard Rorty twierdził, że z grubsza rzecz biorąc istnieją dwie kandydatury do roli „czegoś, co łączyłoby ludzi różnych ras, wyznań, pochodzeń itd.”. Możemy szukać albo jednej dużej rzeczy, albo tysięcy małych rzeczy. Tą dużą rzeczą jest nic innego jak natura ludzka, która sprawia, że wszyscy ludzie powinni być, przynajmniej na wejściu, traktowani tak samo. „Tysiącem małych rzeczy” są codzienne, życiowe drobnostki – upodobania, doświadczenia, problemy, zainteresowania, relacje z innymi.

Jeśli naszym argumentem przeciwko rasizmowi i innym dyskryminującym postawom jest natura ludzka, wtedy używamy argumentów w rodzaju: „Zobacz, istnieją pewne uniwersalne zasady, pewne uniwersalne prawa, które wynikają z tego, że jest w nas coś, co jest wspólne wszystkich ludziom (DNA, rozum, intuicje moralne, pochodzenie – czym dokładnie jest ta natura ludzka, zależy już od przyjęcia konkretnej postawy filozoficznej)”. Jeśli wybieramy argument „tysiąca małych rzeczy”, mówimy: „Zobacz, ten człowiek, choć ma inny kolor skóry i żyje w zupełnie odmiennym społeczeństwie, to tak samo jak ty wie, czym jest lęk przed utratą pracy, tak samo jak ty wie, czym jest zawiedzona miłość, tak samo jak ty wie, co to znaczy być rodzicem, tak samo jak ty jest fanem Gwiezdnych wojen i tak samo jak ty uważa, że Han strzelał pierwszy”.

Ci, którzy sądzą, że to natura ludzka jest lepszym argumentem, zazwyczaj uznają, iż walkę z dyskryminacją powinni toczyć przede wszystkim filozofowie – bo to oni najdłużej siedzą w tym temacie i maja najwięcej do powiedzenia. Ci, którzy wolą „tysiąc małych rzeczy”, ufają bardziej pisarzom, twórcom filmowym, etnografom czy reportażystom, bo to oni są specjalistami od wydobywania drobiazgów z życia codziennego i pokazywania, jak te drobiazgi mogą łączyć różnych ludzi.

Rorty – co raczej nie będzie dla nikogo zaskoczeniem – opowiada się za strategią wyszukiwania małych połączeń między ludźmi. Są jednak tacy intelektualiści i intelektualistki jak Terry Eagleton czy Agata Bielik-Robson, według których wyznawane przez nas wartości, jeśli chcemy ich bronić i, tym bardziej, rozszerzać sferę ich wpływów, muszą być osadzone na jakiejś filozoficznej (bądź religijnej, bądź religijno-filozoficznej) podstawie. Słowem, tysiące małych rzeczy nie wystarczą, jeśli nie znajdują na jednym dużym fundamencie. Mówiąc jeszcze inaczej, filozofia wciąż ma w tej debacie ostatnie słowo.

Przyznam, że bliżej mi do Rorty’ego. Nie wykluczam, że istnieje jakaś natura ludzka – ta kwestia jest dla mnie wciąż otwarta. Jeśli idzie jednak o strategie argumentacyjne, to literacka strategia „tysiąca małych rzeczy” wydaje mi się lepsza niż filozoficzna strategia „jednej dużej rzeczy” (przy czym, jak wskazuje przykład Rorty’ego, ta „literacka” strategia może być promowana także przez filozofów, argumentujących na jej rzecz w filozoficznych tekstach). Jasne, najrozsądniejsze wydaje się w tym przypadku podejście najbardziej banalne, czyli jednoczesne stosowanie obydwu tych strategii. Gdybym jednak miał powiedzieć, która jest bardziej skuteczna – wybrałbym tę pierwszą.

Najlepiej byłoby pewnie przeprowadzić jakieś badania socjologiczne (nie słyszałem o takich, może już są?) wśród osób, które porzuciły rasistowskie, homofobiczne czy nacjonalistyczne poglądy, w celu sprawdzenia, co ich przekonało. Podejrzewam jednak, że byłoby to przedsięwzięcie trudne pod względem metodologicznym. Większość takich ludzi miałaby bowiem kłopot z wytłumaczeniem ewolucji, jaka w nich zaszła. Kłopot polega na tym, że tego rodzaju zmiany odbywają się bardzo stopniowo i niemal niezauważalnie – to nie jest tak, że ktoś o 13.45 jest członkiem Ku Klux Klanu, a o 18.50 pod wpływem jakieś wyjątkowego zdarzenia z czułością wiesza zdjęcie Martina Luthera Kinga nad kominkiem. Jeśli zaś chodzi o badanie ewentualnego wpływu filozoficznych idei na tego rodzaju zmiany postaw, to sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, ponieważ nikt jeszcze nie wymyślił w miarę niezawodnego sposobu, który pozwalałby prześledzić drogę filozoficznych koncepcji od specjalistycznych książek, przez domenę publiczną, do postaw moralnych poszczególnych ludzi.

TSM

PS Zdjęcie autorstwa Kurt Löwenstein Educational Center International Team użyte na licencji Creative Commons Attribution 2.0 Generic

Dodaj komentarz