Polska to nie Skandynawia

EuroSuecia.svg

Jako zwolennik tzw. modelu skandynawskiego (w tym fińskiego podejścia do edukacji) spotykam się często z mniej więcej taką ripostą: „To, co działało w innych społeczeństwach i w innych czasach, nie zadziała u nas – musimy znaleźć własną, nową ścieżkę, a nie naśladować Szwedów, Duńczyków czy Finów”*. Nie ukrywam, że wkurza mnie ten argument. Uważam go za pseudo-mądrość, która tak naprawdę jest połączeniem banału i absurdu.

Banałem jest stwierdzenie, że nie da się przenieść w skali jeden do jednego rozwiązań z innych czasów i innych miejsc. Ale przecież nikt tego nie postuluje! Zwolennicy wzorowania się na skandynawskich pomysłach nie chcą ich wdrażać na zasadzie „kopiuj, wklej”. Chodzi raczej o inspirację, przyjęcie określonego kierunku myślenia, wypożyczenie kilku rozwiązań i dostosowanie ich do kontekstu współczesnej Polski (ochrona praw pracowniczych, progresja podatkowa, duże pieniądze na dobra publiczne).

Spytacie: Po co się w ogóle inspirować? Czy nie lepiej wymyślić wszystko samemu? Tutaj objawia się absurd wspomnianej pseudo-mądrości. Tak naprawdę od pożyczania pomysłów nie da się uciec. Cała idea „wszystko po swojemu, bez oglądania się na innych” jest jakimś odpryskiem czy wariacją zwodniczego mitu geniusza, który na nikim nie musi się wzorować. Wiecie co? Ten mit jest tylko mitem. Nawet najwięksi twórcy, jak Szekspir, czerpali pełnymi garściami z pomysłów innych ludzi. Mrzonką jest myślenie, że można stworzyć jakiś model polityczno-gospodarczy, który będzie nasz i tylko nasz, tak samo jak mrzonką jest myślenie, że można stworzyć jakieś całkowicie nowatorskie dzieło.

Nie mamy wyboru między „brać rozwiązania od innych” a „zrobić wszystko samemu”. Wybór dotyczy tylko tego, od kogo chcemy pożyczać rozwiązania i jak będziemy je konkretnie realizować w danym kontekście – te realizacje mogą się zaś z czasem przekształcić w coś trochę-nowego, co z kolei będą chcieli pożyczać inni. Ci, którzy w dyskusjach polityczno-ekonomicznych tak chętnie używają retoryki „po swojemu i nowocześnie, bez naśladowania Szwedów czy Finów”, bardzo często wzorują się na rozwiązaniach i pomysłach z USA oraz Wielkiej Brytanii, które bynajmniej nie powstały miesiąc temu (chyba, że są Janem Sową, wtedy zamiast przestarzałego modelu skandynawskiego proponują powrót do rozwiązań ze starożytnej Grecji). Inni wolą wzorować się na ideach skandynawskich. Żadna z tych grup ani nie chce kopiować wszystkiego w 100%, ani nie wymyśla jakieś całkiem nowej, nieznanej ścieżki politycznej.

Dlatego argument: „To, co działało w innych społeczeństwach i innych czasach, nie zadziała u nas – musimy znaleźć własną, nową ścieżkę” – jest tak naprawdę pseudo-argumentem. Jeśli oznacza on tyle co „nie da się skopiować w 100% tego, co zrobili np. Szwedzi” – jest banałem, z którym nikt nie polemizuje. Jeśli zaś znaczy „nie powinniśmy się nikim i niczym inspirować, tylko robić wszystko po swojemu i po nowemu” – jest absurdem. Co gorsza, jego pozorna mądrość (któż nie zgodziłby się z tym, że trzeba myśleć samodzielnie, szukać własnych rozwiązań, adaptować się do nowych okoliczności?) pozwala unikać odpowiedzi na bardziej szczegółowe pytania w rodzaju: Czego konkretnie i dlaczego nie można przenieść z fińskiego modelu edukacji do Polski? Walki o wyższy status społeczny nauczycieli? Dbałości o wysoki poziom studiów pedagogicznych? Nacisku na naukę współpracy?

TSM

* Inspiracją dla powyższego wpisu była dyskusja między Wojciechem Orlińskim i Marcinem Celińskim w Tok FM. Orliński stwierdził, że marzy mu się tradycyjna lewica na wzór tej, która kiedyś funkcjonowała w Danii i Szwecji. Na co Marcin Celiński rzucił, że czasy i kontekst się zmieniły, więc potrzeba nowych rozwiązań. Warto przy tym zauważyć, że choć argument Celińskiego zbliża się do riposty „to, co działało w innych społeczeństwach i w innych czasach, nie zadziała u nas, musimy więc znaleźć własną, nową ścieżkę”, to nie jest z nią tożsamy (nie twierdzi on wprost, że potrzebujemy czegoś własnego, polskiego, odrzuca jedynie pewne, tj. skandynawskie, stare rozwiązania). Właśnie dlatego jego wypowiedź jest inspiracją, a nie tematem tego wpisu.

Przy okazji muszę przyznać, że czymś odświeżającym było słuchanie Orlińskiego, który bez skrępowania mówił, iż pragnie lewicy w starym stylu. Jego retoryka „starości” mile kontrastuje z retoryką nowości i nowoczesności, która jest nadużywana przez niektórych dziennikarzy i intelektualistów (np. przez Jana Hartmana i Magdalenę Środę).

Dodaj komentarz